My Malta
Dwa pierwsze tygodnie sierpnia upłynęły mi przyjemnie i pożytecznie – mówi Tadeusz Faron. Wraz Elżbietą Faron i Sylwią Stefko przebywaliśmy na Malcie w Pembroke, w pobliżu Valetty, by tam w Sprachcaffe – szkole języków obcych, w ramach programu Eramus + , Mobilność Kadry – móc przez dwa tygodnie korzystać z możliwości szlifowania j. angielskiego, zwiedzania wyspy i poznawania wielu ludzi licznie reprezentujących większość narodowości, od Japonii po Brazylię.
Grupa w której osobiście pracowałem, składała się z Japonki, trójki Turków, Francuza, pochodzenia senegalskiego, Włocha mieszkającego w Belgii a urodzonego w Hiszpanii, Brazylijki i Francuzki urodzonej w Hiszpanii. Jak widać, pełny internacjonalizm.
Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia o naszych krajach i korzystaliśmy z tej sposobności, by się o sobie jak najwięcej dowiedzieć. Również mówiliśmy sporo o Malcie. Nasz Tutor – Mark przez dużą część piątkowego popołudnia opowiadał o historii Malty, także tej trochę mniej znanej. Nie unikał trochę trudnych tematów, np. opowieści o ponad trzymiesięcznej próbie podboju wyspy przez Turków w 1565r, zakończonej szczęśliwie 8 września stratą większości z 40 tys. armii tureckiej, okupacji wyspy przez Napoleona w latach 1798-1800 i wreszcie wezwania przez miejscową ludność rezydującego na pobliskiej Sycylii Admirała Nelsona. Anglicy zadomowili się na długo. Formalnie dopiero w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia „zrezygnowali” z dominacji. I teraz już wiadomo, skąd angielski na tej wpółarabskiej wyspie. Dowiedziałem się także, że okres wegetacji przypada, ze względu na suszę w miesiącach letnich, na miesiące jesienne, wrzesień – grudzień, że woda pochodzi głównie z odsalania wody morskiej, tylko niewieki procent z odwiertów. Itp. itd. – można by długo opowiadać.To były tematy, które mnie interesowały, więc nie omieszkałem zadać pytań dotyczących tychże kwestii. Mówiliśmy też o różnych kwestiach społecznych i socjologicznych, poważnych i dość lużnych np. o pożyteczności plotki.
Osobiście pierwszy raz miałem okazję w nieprzerwanym ciągu uczestniczyć w dyskusji na tak rożne tematy odbywającej się w tym najbardziej internacjonalistycznym języku, jakim jest angielski. (Nie w języku obcym w ogóle, bo wiele lat temu też miałem okazję rozmowy w podobnie międzynarodowym gronie – w czasie o wiele dłuższym, ale w Hiszpanii, więc po hiszpańsku).
I tak wytrwale pracowaliśmy przez dwa tygodnie.
Ale My Malta, to nie tylko nauka i dyskusje. To także urocze wycieczki do Valetty, Medyny, czyli nowej i starej stolicy wyspy, na Gozo – drugą mniejszą wyspę maltańską, do Rabatu (Victorii) i przeuroczego Xlendii, z urokliwą zatoką, i fantastycznie rzeźbionymi klifami. Przyjemności tym wyprawom dodawał fakt, że wszędzie spotykaliśmy otwartych ludzi, którzy chętnie uczestniczyli, w krótszych lub dłuższych rozmowach, służyli radą lub pomocą. Rodaków też spotykaliśmy, ale przede wszystkim Anglików, Francuzów i Portugalkę.
Przyjemnie jest stawać wobec różnych małych wyzwań, organizować się używając angielskiego.
Wyjeżdżałem z poczuciem konieczności „przedwczesnego odejścia od stołu”. Aż się prosi, by nie rezygnować z „raz podanego ciastka” i kontynuować tę przygodę.
Świetnie, że mogliśmy się trochę rozwinąć i zobaczyć nieco mniej typowego świata.
A to wszystko dzięki p. Kasi Lasak, która wpadła na pomysł uczestnictwa szkoły w programie Erasmus+ i koordynowała przedsięwzięcie. Czekamy na kolejne destynacje, kolejnych osób.
Tadeusz Faron